Po co psychoanaliza? Zdaniem Roudinesco psychoanaliza jest szansą na rozwiązywanie problemów społecznych w sposób systemowy, a nie indywidualistyczny. Według autorki mamy bowiem do czynienia z całym „społeczeństwem depresyjnym”, a nie tylko z jednostkami cierpiącymi na chroniczną apatię. Roudinesco stawia tę diagnozę i przy okazji pokazuje nam, że europejczycy są w tym samym momencie historycznym, co pod koniec XIX wieku. A jako społeczeństwo znów powinniśmy szukać lekarstwa u doktora Freuda, a nie tylko w aptece.
Demokratyczne społeczeństwa XX wieku nie przyznają już uprzywilejowanej pozycji konfliktowi jako rdzeniowi normatywnego kształtowania podmiotowego. Innymi słowy, freudowska koncepcja nieświadomego podmiotu, świadomego swojej wolności, ale prześladowanego przez seks, śmierć i zakaz, została zastąpiona bardziej psychologiczną koncepcją uciekającej przed swoją nieświadomością istoty depresyjnej, która chciałaby wymazać w sobie podstawy wszelkiego konfliktu – tak Roudinesco diagnozuje współczesne społeczeństwo.
Mówi również, że choć jest ono diametralnie innego od tego, które obserwował Freud, to skala problemu jest porównywalna. Roudinesco docenia Freuda za próbę przeciwstawienia wiedeńskiej hipokryzji i pruderyjności. Podkreśla, że jego terapia słowem dała głos kobietom, które w imię norm społecznych tłamsiły swoją seksualność. I o ile bolączką społeczeństwa XIX wieku była histeria, o tyle współczesnym stanem mentalnym mas jest depresja.
Roudinesco powtarza za Henri Laboritem, wynalazcą leków psychotropowych: „Społeczeństwo, w jakim żyjemy, jest nie do zniesienia. Ludzie nie mogą spać, są przestraszeni, potrzebują uspokojenia, w wielkich miastach jeszcze bardziej niż gdzie indziej”. I o ile leki są tym, co pomaga nam zacisnąć zęby i wytrzymywać dalej, o tyle psychoanaliza w oczach Roudinesco już raz dowiodła tego, że jest w stanie doprowadzić do rewolucji kulturalnej, a co za tym idzie - do rewolucji w ludzkiej świadomości.
Kogo zatem powinniśmy leczyć? Roudinesco uważa, że uzdrowienia/zmiany stanu świadomości/przemiany potrzebuje system, środowisko norm i nakazów, a nie same jednostki. Najważniejszą myślą francuskiej psychoanalityczki jest wiara w moc sprawczą tych „niedostosowanych” – bezrobotnych, wylęknionych, apatycznych, niezaradnych. Roudinesco nie wierzy w to, że dostosowanie ich do społeczeństwa poprawi sytuację. Co więcej, wścieka się na psychologię kliniczną i psychoterapię, które przestały krytycznie przyglądać się kulturze, a zamiast tego dostrzegają problem wyłącznie w jednostkach.
Roudinesco wyciąga zatem pierwszy pierwszy argument, którym obala mit marginalności zaburzeń psychicznych – „We Francji spożycie leków uspokajających i hipnotycznych dotyczy siedmiu procent populacji, a leków antydepresyjnych – dwudziestu dwóch procent, przy stałym wzroście*”. A pamiętać trzeba, że Francja i Ameryka Łacińska pozostają regionami, w których psychoanaliza i tak cieszy się jako takim zainteresowaniem.
Psychoanaliza dotarła do Ameryki między 1930 a 1940 rokiem wraz z ucieczką europejskich freudystów przed nazizmem, ale odbyło się to za cenę radykalnej przemiany jej ideałów, praktyki i teorii. Psychoanaliza po amerykańskiej stronie Atlantyku stała się narzędziem przystosowania człowieka do kapitalistycznej utopii szczęścia i wydajności. Była przyjmowana jako teologia rozwoju indywidualnego: w zdrowym ciele, zdrowy duch. Pragmatyczni amerykańscy terapeuci przyjęli terminy psychoanalityczne i przystąpili do mierzenia energii seksualnej, udowadniania skuteczności kuracji poprzez statystyki i kwestionariusze. Wykazali się zatem jej kompletnym niezrozumieniem.
Tego rodzaju podejście Roudinesco nazywa „redukcją do procesów neurobiologicznych”, a obiekt obserwacji – „człowiekiem zachowaniowym”. I choć francuska psychoanalityczka jest świadoma tego, że sam Freud również uwzględniał w swoim rozumowaniu komponent biologiczny, to jest przekonana, że powinien być on interpretowany inaczej, niż do tej pory. Czego najlepszym dowodem jest anegdota o amerykańskim psychologu, który zaproponował Freudowi nazwanie jego nazwiskiem autorskiej jednostki miary libido. Amerykanin usłyszał w odpowiedzi: „Nie znam się wystarczająco na fizyce, aby przedstawić wiarygodną ocenę w tej dziedzinie. Jeśli jednak mógłbym pana prosić o przysługę, proszę nie nazywać swojej jednostki miary moim nazwiskiem. Mam nadzieję, że dane mi będzie kiedyś umrzeć z niezmierzonym libido”.
Roudinesco w całym tym pomieszaniu teorii broni oryginalnych koncepcji Freuda, które uważa za opowiadające się za kobiecą emancypacją. Bliskie jej jest również podejście Lacana, który krytykowany był za niepodporządkowanie się wymogom czasowym, dotyczącym długości sesji terapeutycznych. Roudinesco nie tylko podsumowuje i określa swoje stanowisko wobec historycznego sporu, ale daje też wskazówki na przyszłość.
Jeśli w przyszłości psychoanaliza ma być nam przydatna, to musimy kierować się w stronę nowego sposobu dyskutowania, czyli w stronę sieci stowarzyszeniowych odpowiadających nowemu zapotrzebowaniu społeczeństwa obywatelskiego. Przy tym trzeba mieć na uwadze, że już od lat 90. pacjenci są odzwierciedleniem społeczeństwa depresyjnego, w którym żyją. Są przeniknięci nihilizmem, mają zaburzenia narcystyczne lub depresyjne, cierpią z powodu samotności i utraty tożsamości. Często nie mają ani energii ani pieniędzy, by chodzić do gabinetów psychoanalityków. Łatwo opuszczają seanse i często nie wytrzymują więcej niż jednego, czy dwóch tygodniowo. Rezygnują z sesji, gdy tylko odczują pierwszą poprawę nastroju.
„Ten opór przed wejściem w strukturę przeniesieniową oznacza, że chociaż gospodarka rynkowa traktuje podmioty jak towar, pacjenci też mają tendencję do używania psychoanalizy jak lekarstwa, a psychoanalityka jak zbiornika na cierpienia” – pisze Roudinesco i krytykę kieruję również wobec samych terapeutów. W jej odczuciu, zamiast psychoanalizy mamy współcześnie coś, co można nazwać „sytuacją analityczną” – spotkanie twarzą w twarz, przypominające łączącą różne nurty psychoterapię. Co więcej, dzisiejsi terapeuci w większości są psychologami klinicznymi, a co za tym idzie wszyscy mają za sobą te same studia psychologiczne. Dostęp do zawodu drogą medycyny, psychiatrii, filozofii, czy studiów literackich jest w zdecydowanym odwrocie, co nie ułatwia zrozumienia sensu psychoanalizy.
Roudinesco przewiduje zatem, że w przyszłości psychoanaliza będzie musiała nawiązać nowe więzi z filozofią, psychiatrią i psychoterapiami, jeśli ma poradzić sobie z konfliktami, które wyłonią się z samego centrum depresyjnego społeczeństwa.
* Dane Bulletin de l’Academie nationale de medicine na rok 1997.